wtorek, 31 marca 2009

Tyle przykrych uczuć, tyle cierpienia i łez, i właściwie po kiego?
Ja lubię cierpieć, to dodaje najwyraźniej sensu mojemu życiu...
W czasie kiedy ja nie mogłam przeboleć "utraty" K., życie szło naprzód, on jak się okazało teraz "niedawno przestał rozpaczać po swojej byłej", czyli musiała być i jakaś obecna, która szybko stała się byłą..a rozstaliśmy się w listopadzie, to dosyć czasu, by się zejść z kimś i rozejść.
To tylko u mnie te rozejścia trwają latami...i u exmęża, też,ale my to te wyjątki.

Nie nie będę się nakręcać, słowo skauta:) wyobrażę sobie, że spotykam się z kimś, kogo właśnie poznałam na s, tak na razie na luzie i bez żadnych więzów, bez seksu, ale z kimś, przy kim czuje się fajnie ze sobą.
W sumie mogę się sama ze sobą czuć fajnie, tak czy inaczej, nawet bez adoracji mężczyzny.
Mogę?
Nie ma innej opcji!

Brak komentarzy: