piątek, 28 listopada 2008

ale w snach jestem coraz bardziej uwolniona: dziś nawet latałam, co nie zdarzyło mi sie od paru dobrych lat. Oprócz latania byłam sama w mieszkaniu. Miszkałam tam z Córką, swoim facetem i paroma innymi dziecmi w wieku Córki (jego dziećmi?) w mieszkaniu, które pozostawiło nam jakieś małżeństwo, para w każdym razie, która wyjechała gdzieś. Ja cały czas spałam we frontowym pokoju, w salonie. W głebi tego sporego mieszkania, każdy miał osobny pokój, była sypialnia tych ludzi ,ale ja tam nie zaglądałam wcześniej, dopiero teraz postanowiłam tam wejść i rozejrzeć się. Weszłam, pozostawiali sporo swoich rzeczy, pomyślałam, że jesli chcę tam spać muszę jej usunąć.
Byłam w tym mieszkaniu sama, Córka, facet i te inne dzieci powyjeżdżały, chyba na wakacje.
Postanowiłam sprzątnąc w pokoju jednej z dziewczynek; otworzyłam szafkę, a tam był olbrzymi szczur, którego ona najwyraźniej hodowała. Pomyślałam, że dawno nie dostawał jedzenia i wogóle to powinna mi powiedzieć o tym szczurze w pokoju. Byłam z lekka wystraszona...
A potem wyszłam z tego mieszkania zabytkowymi drzwiami na podwórko-studnię ( i nawet wiem skąd mi się ten akurat elemnt wziął , tak mieszka K, tak tez jest usytułowna Pracownia), szłam jakimis ulicami (ta częśc była świadoma) aż w końcu poleciałam sobie....

Brak komentarzy: