środa, 5 sierpnia 2009

Ciemna , gęsta i lepka maź.

Córcia na obozie. Nie chce by do niej dzwonić, nic nie mówi, bolesne...moje dziecko odchodzi. Powinnam się cieszyć, że wie jak to zrobić i się nie boi odsunąć. Ale co ze mną, ja nie chcieć, ja nie chcie sama...
Dzis pod oknem usłyszałam rozpaczliwie zawodzące dziecko. Zwykle bym się zirytowała, tym razem posłuchałam uważnie, mamo, krzyczało, mamo, uuuuuuaaaa!!!!!, a znaczyło to jak sądzę, mamo, nie zostawiaj mnie, mamo pomóż, mamo nie odchodź, mamo bez ciebie zginę przecież. Biedactwo.

Sny tez zwarte, klaustrofobiczne, wsobne.
Szkot, czyli Niezbyt przyjemny, zblokowany i sarkastyczny Scott, powiedział, "to nie jest prawdziwy boczek" (2 rzeczy: wczoraj przeczytałam o wojennym dzieciństwie i jaką rozkoszą była słoninka, oraz: boczek - bok - Bóg)"to bardzo droga podróbka, kosztuje 800 zł za 4 kawałki"

Potem oddałam swój cudowny biały welon (to o Małym, On mi przecież go podarował)jakiejś innej kobiecie, a sama założyłam welon czarny. Czyżbym godziła sie na to, ze K jest z inną i w takiej sytuacji wspierała go? Nie czuje tego, jestem....nie wiem, trwam

Brak komentarzy: