sobota, 13 czerwca 2009

Obudziłam się tuż po 3 z gorącym sercem i buzującą głową; cała nawałnica mściwych fantazji, część krwawych - rozerwę go na strzępy, wyrwę serce i zjem na śniadanie, a część głupawo-żałosnych: wymaluje samochód w kolory Legii, napiszę do wszystkich jego znajomych na n-k, że jest krętaczem, kłamcą i tchórzem.
Wysłałam sms, wściekła, bo są dziś jego urodziny, a ja nie mogę złożyć mu życzliwych życzeń, nie mogę kupić mu książki o której rozmawialiśmy...
Nawet dowcipnie, ale w lekkim , lekceważącym tonie odpowiedział, czym wzbudził moje lekkie, szybko stłumione podniecenie, które wzięło się z myśli typu: "a wiec taki silny jest, nie daje się wyprowadzić z równowagi, nie można nim manipulować, czy wpłynąć na niego". Tyle, że ja byłam faktycznie w stanie rozpadu, który chciałabym żeby mi pomógł przezwyciężyć. Z drugiej strony, jeśli mu nie zależy, to i lepiej, że nie daje zbędnych nadziei, szybciej sama stanę na własne nogi...

Brak komentarzy: