Wczoraj wieczorem spotkało mnie znaczące memento. Idę sobie z Kuba i śmieciami w kierunku śmietnika, drogą miliony razy przemierzana, gdy nagle spotkałam się z murkiem , który znienacka wyrośl na moje drodze, podciął mi nogi i spowodował przewrotkę. Efekt: lekkie otarcia i siniaki. jedna śliwa na czole, na szczęście pod grzywką.
Byłam zmęczona, było późno, ale przede wszystkim byłam rozproszona, byłam po spotkaniu z Ka. jak ja nie wzmocnię się, to kontakt z nim mnie zabije. Było niezwykle miło, ale...stała koncentracja na jego słowach, szukanie podtekstów...po co? Sama doprowadzam się do obłędu. Jest jak jest, na razie nie ma jasności, bezpieczeństwa i błogostanu. Po co udawać, że jest?
Ale udało mi się zmobilizować na tyle, by dziś być -nie tylko przyjść- na rozmowie kwalifikacyjnej. Jest zainteresowana, ale są jeszcze inni kandydaci. Czekać.
czwartek, 14 maja 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz