No nie, coś jest stanowczo ze mną źle, dlaczego wczoraj byłam taka do rany przyłóż, a dziś mam ochotę go rozszarpać na strzępy..i to jest w zasadzie najgorsze, czemu nie potrafię się obronić...staram się ratować twarz- nieswoją, na siłę ratować atmosferę nie dla swojego dobra, tylko? bo to mój pieprzony psi obowiązek dbać o dobre samopoczucie wszystkich naokoło?
dlaczego w momencie, gdy po miłym spacerze, fajnej rozmowie i czułym pocałunku facet mówi mi, żebym "kiedyś się odezwała", to ja zamiast odpowiedzieć np "wiesz ja pierwsza z pewnoscia już sie do ciebie (draniu) nie odezwę", robię dobrą minę do złej gry i słodko proszę, "a może byś mnie zabrał do kina, co?" I tu następuje tęskne, głębokie spojrzenie i usteczka w podkówkę...błeeeee, rzygu-rzyg
Niby do kina się umówiliśmy, wtedy kiedy niby obojgu nam by pasowało,(mi by zawsze pasowało) ale potem i tak nie otrzymałam ani złamanego sms z potwierdzenie/podziękowaniem/itp...
I tak wczorajsze tchórzostwo zaowocowało dzisiejszym płaczem, nocnym koszmarem i sytuacją dyskomfortu psychicznego, bo znowu postawiłam się w sytuacji gdy to ja albo godzę się na wszystko co ktoś zaproponuje/ albo zrywa kontakt- co z bólem serca, znowu musiałam zrobić.
poniedziałek, 20 kwietnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz